Rano obudziłam się zadziwiająco wcześnie. I to nie jest
minuta przed budzikiem tylko całe dwie godziny. Jest piąta nad ranem a ja leżę
na łóżku i patrzę w sufit. Nie zmrużyłam oka na długo. Spałam jakieś trzy
godziny z hakiem. To nie do pomyślenia dla osoby, która uważa jedenastą
godzinę, jako ranek i raczej wcześniej nie ma mowy o wyciągnięciu mnie z łóżka,
ale dziś kompletnie nie mogę spać. Chciałabym, jednak mój głupi mózg mi nie
pozwala. Co zrobić? Nic się nie da. Do tego przez otwarte okno w pokoju panuje
chłód i pomimo okrycia się kołdrą mam gęsią skórkę na ciele. Jestem zbyt
leniwa, a okno jest zbyt daleko żeby je zamknąć. Dzięki tej logiczniej logice
marznę od ładnych kilku godzin. Chrzanić to przeziębię się. Nie ma w tym nic
fajnego, ale za to pełno głupoty. Cała ja, nieprawdaż?
Wzięłam swój telefon w dłonie i zaczęłam przeglądać internety. Panujące pustki i nudy w internetach sprawiły, że zaciekawiłam się na tyle, by po niespełna dziesięciu minutach wyskoczyć z łóżka. Slalomem wypełzłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Zrobiłam sobie mocną poranną kawę i tradycyjne śniadanie, którego zazwyczaj nie jadam w domu. Ten dzień zapowiada się apokalipsą absurdów. Przeczę swoimi wyidealizowanym ideom. O nie, tak nie może być. Dłużący się czas straciłam siedząc na kanapie. Co za marnotrawstwo czasu. Do szkoły wyszłam dużo wcześniej niż zazwyczaj. Metro wypchane jak zawsze. Gnieździć się nie lubię... Czuje się miażdżona przez cielska jak jakiś niechciany insekt.... Ugh uwolniłam się od jednego ścisku, a kilka minut później trafiłam w kolejny. Co za ironia mojego życia...Przecisnęłam się do jakże ukochanej sali i zajęłam jakże ulubioną ławkę tuż przed Akashim. Z przyzwoitości przywitałam się...Znudzonym głosem, ale jednak zrobiłam to!
Wzięłam swój telefon w dłonie i zaczęłam przeglądać internety. Panujące pustki i nudy w internetach sprawiły, że zaciekawiłam się na tyle, by po niespełna dziesięciu minutach wyskoczyć z łóżka. Slalomem wypełzłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Zrobiłam sobie mocną poranną kawę i tradycyjne śniadanie, którego zazwyczaj nie jadam w domu. Ten dzień zapowiada się apokalipsą absurdów. Przeczę swoimi wyidealizowanym ideom. O nie, tak nie może być. Dłużący się czas straciłam siedząc na kanapie. Co za marnotrawstwo czasu. Do szkoły wyszłam dużo wcześniej niż zazwyczaj. Metro wypchane jak zawsze. Gnieździć się nie lubię... Czuje się miażdżona przez cielska jak jakiś niechciany insekt.... Ugh uwolniłam się od jednego ścisku, a kilka minut później trafiłam w kolejny. Co za ironia mojego życia...Przecisnęłam się do jakże ukochanej sali i zajęłam jakże ulubioną ławkę tuż przed Akashim. Z przyzwoitości przywitałam się...Znudzonym głosem, ale jednak zrobiłam to!
-Ohayo Sei-chan - wyjmowałam podręczniki na pierwszą
lekcje...Matematyka z rana? Jak kocham! To coś to szatan uknuł, więc ugh mu.
-Ohayo Sasaki - omm jak miło po nazwisku! Dobra cóż
przynajmniej się przywitał. Odpuszczam mu grzechy tylko dlatego, że jest nieziemsko
przystojny, co nie zmienia faktu, że to kretyn. Do sali weszła gruba kobieta.
Normalnie babochłop czy jak? Ubrana była w długą spódnice do kolan i okrutny
sweter. Cóż za niespotykany gust. Zapisała z piskiem kredy temat na tablicy i
wzięła wskaźnik do ręki, po czym zaczęła uderzać nim o dłonie. Widząc to
przeszyły mnie dreszcze. Stara panna tyran? Rozejrzałam się po klasie, a
wszyscy patrzyli się na siebie ze zdziwieniem. Czyli fajnie, mam nauczycielkę
psychopatkę. Jakby ich było mało w tym pomieszczeniu. Ukradkiem spojrzałam za
siebie. Seijuro miał wyjątkowo spokojny wyraz twarzy. Czy jego ta kobieta nie
przeraża?! Gapiłam się na chłopaka, który coś notował.
-Panienko może byś spojrzała na tablice, a nie zajmowała się
flirtowaniem z młodzieńcem za tobą. -
Akashi podniósł na mnie wzrok... Bardzo zimny i przerażający wzrok. Ja
oczywiście palnęłam buraka i pokazałam mu język, dalej o dziwo na niego
patrząc. Uświadomi mi ktoś, co on ma takiego w sobie? Czy po prostu jest magicznym - czarodziejem?
-Czy nie wyraziłam się dosyć jasno młoda damo? – teraz już
wzrok całej klasy był skupiony na mnie. Połknęłam głośno ślinę widząc wyraz
twarzy nauczycielki.
-Wyraziła się pani jasno - powiedziałam szeptem odwracając
się przodem do tablicy i zaczęłam notować.
-Ej Arashi masz pożyczyć ołówek? – szepnął ktoś, ale nie
byłam wstanie rozróżnić głosu. Z przekonaniem od wróciłam się w stronę
Akashiego.
-Sei-chan mówiłeś coś? - Oczekiwałam na odpowiedź wiercąc
się na swoim miejscu. Nie lubię czekać na nic...Dobra może na czekoladę, ale
nic po za tym. Krzesło skrzypiało, a ja gorączkowo tupałam butem. Zmarnowałam
dwie minuty, bo ta jakże pomocna gnida wbiła wzrok w okno i miała mnie
serdecznie gdzieś.
-Dzięki za pomoc - odwróciłam się z powrotem stronę tablicy
i notowałam dyktowane zadanie. Szczerze było jakieś z kosmosu.
-Arashi-chan to masz ten ołówek? - Rozejrzałam się po sali w
poszukiwaniu osoby mówiącej do mnie. Nikt nie rzucił mi się w oczy. Znów się
odwróciłam w stronę kapitana cudownej generacji.
-Akashi jaja sobie robisz?!
Pokazał dłonią kierunek, w którym mam się odwrócić. Zrobiłam
to i moim oczom ukazała się wysoka, śliczna blondynka o pięknych niebieskich
oczach. Na jej widok otworzyłam usta z zdziwienia. Jest taka piękna. Coś zakuło
mnie w klatce piersiowej. Czyżbym zazdrościła jej urody? Owszem i jest mi
wstyd...
-To jak, masz ten ołówek?
-Niestety mam jeden... Ale jak chcesz to ci go dam..
-Głupia! A ty, czym będzie pisać - uśmiechnęła się promienie
i zwróciła do kogoś innego - Akashi masz może ołówek? - spojrzał na nią od
niechcenia. Odwrócił się do okna. Popatrzył znów w jej kierunku, po czym
wręczył jej porządny przedmiot i wrócił do rozwiązania zadania - dziękuję...
-Przeszkadzam ci panno Sasaki? - co dlaczego znowu
ja...Kurcze palnęłam buraka po raz kolejny. To pierwszy dzień szkoły, a już mam
problemy. Mamo bądź dumna ze swojej wiecznie pakującej się w kłopoty córki.
Właśnie pobiłam swój rekord.
-Nie proszę pani...ja tylko pożyczałam ołówek.. - pochylam
twarz, a włosy ją zakrywają. Robię się czerwona...A nie podoba mi się to, bo
wyglądam jakbym przebiegła maraton...Przecież ja biegam, ale rekreacyjnie czyż
nie?
-Pozwól, że
rozwiążesz zadanie na tablicy w zamian za przymrużenie oka za twoje
zachowanie.. - no to wpadłam jak wiśnia w kompot. Podchodzę do tablicy i zerkam
na skomplikowane równanie. Robię dwa kroki w tył żeby całą całość objąć
wzrokiem. Patrzę na nie przez chwilę i dalej nie wiem, od czego zacząć...Hm
może pomnożyć?... nie jednak to nie to. Patrzę nerwowo na zegar nad tablicą.
Jest jeszcze dwadzieścia minut do końca. Mówiłam, że głupi ma szczęście?
Myliłam się i to bardzo. Rozglądam się nerwowo po klasie. Wszyscy wyczekiwali
ruchu kredy na tablicy. Przykładam ją i trzymam w miejscu drapiąc się wolną
ręką po głowie.
-Na co czekasz? No dalej rozwiąż to zadanie. - Wskaźnik w
jej rękach wzbudza moje przerażenie..Co za pech.
-Niee um..ie...m go roz...wią...zać.. - jąkam się i
czerwienie. Przecież miałam tak dobre oceny, a mimo to jednak za duży poziom.
-Przecież tłumaczyłam musisz tylko podstawić odpowiednio
dane. Nic trudnego - no tak podstawić dane, ale co i jak już pani nie powie!
Och zupełnie nie mam pomysłu. Odkładam kredę i krzyżuje ręce na plecach i wzrok
wbijam w buty.
-Czyli nic z tego..Siadaj tym razem nie wstawię ci jedynki,
ale będziesz chodzić na dodatkowe zajęcia z matematyki.
-Dobrze, dziękuję - wróciłam na swoje miejsce skupiając się
całkowicie na lekcji. Nie mogę sobie pozwolić na więcej takich sytuacji.
Obiecałam sobie mieć najlepsze oceny, na jakie mnie stać i tym razem nie
zamierzam się obijać. Do dzwonka zrozumiałam wszystko, co było na zajęciach.
Naprawdę to nie było aż takie trudne. Po prostu muszę bardziej się skupić i nie
rozpraszać. Połowa uczniów opuściła już klasę i wyszła na korytarz. Jakoś nie
byłam głodna, więc zostałam na swoim miejscu. Bawiłam się swoim telefonem.
Oczywiście, gdy tylko zawitała zielona kropeczka obok mojego imienia napisał
nie kto inny jak Daiki.
10:20
"Sasaki ty mała gnido..Co to było wczoraj? d-_-b"
10:21
"Przepraszam miałam zły dzień. Ej nie wolno ci mnie
nazywać gnidą ;x. I co to za emotka O.o?"
10:22
"A kto mi zabronił ಠ_ಠ. Dobra, dobra widzimy się dziś? U ciebie
podobno twojej mamy nie ma. Mam ochotę...Po za tym to emo słuchające muzyki, a
co!"
10:23
"hola,hola nie zapędzasz się? Możemy posiedzieć u mnie,
ale nie robiąc tego, co chodzi ci pogłowie O.o. Zaczynam się zastanawiać czy z
tobą wszystko w porządku. Poproś Momi żeby sprawdziła czy nie masz gorączki
0__o . Martwię się i w razie czego zabiorę cię do weterynarza ^^ Emo słuchające
muzyki powiadasz! Brakuje ci sporo do tego"
10:25
"Ej, nie zapędzaj się...Zboczuchu miałem na myśli
obejrzenie filmu..A ty, co sobie myślałaś? Żadnego seksu nie będzie
seksoholiku..Takie rzeczy to tylko po dwudziestej! ¯\(°_o)/¯ I dlaczego do
weterynarza? O.o kpisz sobie ze mnie?"
10:26
"Seks z tobą? Haahahahahahahha nie rozśmieszaj
mnie...Jesteś jakby to powiedzieć za mało pociągający dla mnie... Hmm, bo na
lekarza zdecydowanie za późno!"
10:26
"Wiem, wiem tobie marzy się nagi Akashi O.O właśnie to
sobie wyobraziłem...O fuj...Dobra nie powiem, co zaszło w mojej głowie, ale to
było chore. Opowiem ci w nocy...będzie gryyy zabawnie. Po za tym nie licz na
żadną komedie! Tym razem ja wybieram film...<3"
10:27
"To serduszko dla iluzji prawda? Wiesz, że i tak
obejrzymy to samo, co zawsze? ^^ znaj mą dobroć tym razem drugą cześć! Dobra
murzynku idę się uczyć ;) "
Po tej konwersacji wyłączyłam telefon nie czekając na
odpowiedź. Co mnie jakaś riposta Aomine obchodzi? Odłożyłam urządzenie do torby
i oparłam głowę na rękach, wpatrując się w okno. No tak, połowa szkoły właśnie
siedzi na dziedzińcu i rozmawia. Ja tylko jak ta sierota pozostałam w klasie.
Dobra nie wliczając w to dwukolorowej bestii, która siedzi za mną i gra w
shogi...Kto normalny gra sam w tą grę? A no tak, zapomniałam on nie jest
normalny. Wyciągnęłam podręczniki na kolejną lekcje i dalej głupkowato
patrzyłam przez okno. Usłyszałam szmer przesuwającego się krzesła. Zignorowałam
to i odwróciłam się w stronę tablicy. Moja twarz znalazła się niebezpiecznie
blisko tej należącej do blondynki. Zmieszałam się i oddaliłam lekko
czerwieniejąc. Ta tylko się uśmiechnęła:
-Przepraszam za to na lekcji, to wszystko moja winna -
zrobiła skruszoną minę. Kurde szczerze to jej wina, ale nie mogę się na nią
wściekać. Jest zbyt słodka.
-W porządku - uśmiechnęłam się nienaturalnie otwierając
zeszyt.
-Cieszę się, że nie jesteś zła! Nazywam się Inoue Hanari,
miło mi cię poznać!
-Arashi Sasaki - uścisnęła moją dłoń.
-Jesteś taka słodka, drobniutka i delikatna. Jejku mam
ochotę cię zjeść! - co ty pleciesz? Czyżbyś była tak samo rąbnięta jak ja?
Siostro!
-Pomyślałam to samo o tobie...Pomijając szczegół wzrostu...
-Kurde! Dziękuję! Trenujesz coś może? Lub grasz w jakimś
klubie? - ale entuzjazm podoba mi się mniej...
-Nieee… w gimnazjum taka jedna zołza mi nie pozwoliła -
spojrzałam na chłopaka, który puścił moją uwagę mimo uszu, dalej zajmując się
grą. Czy on jej nie widzi? Przecież ona jest tak interesująca, taka to dobra
partia... – I takim to sposobem nie gram w nic, a ty?
-W siatkówkę. Słyszałam, że chodziłaś do gimnazjum w Teiko -
zaczyna się. Zawsze jest to samo... - Jak to jest chodzić z pokoleniem cudów do
jednej klasy?
-Banda kretynów biegająca za piłka po boisku. Nic ciekawego
- w sumie, co ja bredzę. Głupi byli, bo są, ale jest na co popatrzeć.-było na
co popatrzeć. Przynajmniej byli przystojni, ale wyjątek też był - spojrzałam na
gada, dalej grał. Ugh… czy on jest głuchy? Przecież ja go obrażam. No halo?
Chyba miałam poznać swoje miejsce tak? To czekam panie psychopato!
-No przystojni są - zbliżyła się do mojego ucha szepcząc -
zwłaszcza Akashi. -Co? Ta małpa jej się podoba. Coś mnie zakuło w moim ego...
-Jak może ci się podobać ta czerwona....nie ważne - ugryzłam
się w język. Zadzwonił dzwonek i do sali wszedł nauczyciel angielskiego.
Przyznaję się bez bicia, kopania i szarpania za włosy, że jestem z tego
słaba....Ale za to umiem brawurowo obrażać po angielsku. Byłam grzeczna i
zrobiłam notatki...Taka pilna jestem. Dobra nie miałam pretekstu do
rozrabiania. Takie życie. Wszystko na przekór. Kolejna lekcja, wychowanie
fizycznie. Zapowiada się ciekawie w szkole sportowców. W sumie sama taką
wybrałam, a nic nie robię tylko narzekam...Chyba naprawdę jestem nieznośna. Cóż
ktoś musi..Przerwa uciekła w mgnieniu oka. Podziwiałam piękne męskie łanie.
Niedobra Sasaki, tylko jedno jej w głowie. Obczajanie męskich tyłków. Pokłony,
czekam na pokłony. Dobra, weszłam do szatni i najszybciej jak tylko mogłam
przebrałam się i opuściłam wylęgarnie żmij. Usiadłam na ławeczce wiążąc buty.
Męska część już się rozgrzewała. W sumie nic dziwnego oni nie mają odruchów
"muszę poprawić makijaż!", "złamał mi się paznokieć",
"te spodenki dobrze na tobie leżą. Masz w nich zgrabny tyłeczek". Moje
uszy tego nie zniosą, więc to ja zawsze pierwsza opuszczam szatnie. Wgapiłam się w rozgrzewających się kolegów z
klasy. Szczerze cienko wyglądają. Jedyna godna osoba do podziwiania to Akashi.
Nie zniżę się do tego poziomu. Oj nie.. Dobra przegrałam i tak patrzę na jego
napinające się mięśnie. Są idealne w każdym najmniejszym calu. Jeszcze lepsze
niż w gimnazjum. On mnie zadziwia, nie powiem... Idealna sylwetka, zadziwiająco
doskonała twarz i dopełniające ją czerwone włosy. Czego chcieć więcej od życia?
Realnych szans na wszystko. Wreszcie przyszła nasza nauczycielka i mogłyśmy się
zacząć rozgrzewać. Szczerze powiem, że mam lepszą kondycje niż one. Cóż jakby
nie było od czasu do czasu biegam. Szok, no nie? Największy leń biega. Czego
się nie robi dla siebie. Skończyliśmy się rozgrzewać i wuefiści zdecydowali, że
zagramy w kosza. Oczywiście składy wybierały dziewczyny...Wybrała mnie Inoue.
-Gdzie chciałabyś zagrać? Wierzę w ciebie przecież uczyłaś
się w Teiko - znów moje gimnazjum..Hmm gdzie chcę zagrać. Wiadomo, że na
rozegraniu.
-Rozegranie..-no to ustawiłyśmy się na boisku. Hanari na
środku, ponieważ żadna inna panna skakać nie będzie. Ja na rozegraniu, a reszta
byle gdzie by tylko zapchać dziury. Gwizdek, piłka w górę a chwilę później
idealnie w moich rękach. Zrobiłam kozła, kolejnego kozła i tak w sumie przez
dość długi czas, bo moje zawodniczki stały jak słupy soli w kopalni i żadna nie
ruszyła szanownego tyłeczka. Rozejrzałam się, a one dalej stoją i patrzą na
mnie jak na mięso. Raz kozia śmierć. Jak nauczał Midorima grunt to dobry dotyk
piłki i piękna trójeczka gwarantowana. Chwyciłam ją w dłonie, wyskoczyłam i
prawie idealnie wypuściłam. Do Shintaro dużo mi brakuje, bo piłka nim wpadła
zatoczyła koła po obręczy. Jednak wpadła, więc klasycznie się wycofałam do
obrony. Oczywiście reszta miała mnie w nosie, więc zostałam sama na całe trzy
panienki. Z czego jedna gra w klubie koszykówki i jestem pewna, że będzie
rzucać. Żeby nie było, że się nie staram próbowałam jej przeszkodzić. A jaki
tego był efekt? Wylądowałam na ziemi pod koszem masując obolałą głowę. Head
shot z łokcia zawsze mile widziany.
-Arashi chcesz zejść? - wuefistka zapytała z troską.
-Nie mogę grać dalej! - co to dla mnie. Przyzwyczaiłam się
grając w kosza z cudowną piątka. Zawsze kończyłam poobijana. Te sieroty nie
wiedzą, co to delikatność. Dobra był kosz to my zaczynamy. Przy piłce była
Inoue już miała rzucać, gdy pod jej nogi wpełza mała gnida wywracając się.
Chwilę później były tylko wyzwiska:
-Ta idiotka mnie sfaulowała. Jak mogła pani do tego
dopuścić. Chce zejść. - No i zeszła. Jak się okazało nie było kogo wpuścić na
boisko. Hmmm ciekawe, co wymyślą.
-Akashi wejdź na boisko. Tylko ostrożnie - wstał z ławki i
stanął na swojej pozycji. Minę jak zawsze miał obojętną i bez jakiegoś
szczególnego wyrazu. Wznowiliśmy grę. Oczywiście, gdy Seijuro był na boisku
żadne moje podanie nie miał szans przejść. Taka realna, brutalna prawda. Krycie
go też zostawili dla mnie, ale jego spojrzenie paraliżowało mnie na tyle, że
nie byłam nawet w stanie podnieść głowy do góry, a co dopiero zawalczyć o
piłkę. Ostatnia akcja naszego króciutkiego meczu. Walczę o piłkę pomiędzy mną,
a szczerze powiedziawszy lekkim baleronikiem. Wyskoczyłyśmy do góry i musnęłam
piłkę. Czaicie musnęłam piłkę...Ale później nie było mi już tak wesoło. Spadłam
na ziemie, a na hali rozległ się trzask mojego kolana o parkiet. Próbowałam się
podnieść. Każda próba kończyła się porażką. Oczy mi się zaszkliły. Koło mnie
zrobiło się kółko różańcowe. Nauczyciele przenieśli mnie na ławkę i zaczęli
doglądać cholernego kolana.
-Nie wygląda to za dobrze. Musi to zobaczyć higienistka -
skrzywiłam się. Podnieśli mnie znowu i podtrzymywałam się nauczyciela.
-Seijuro, chodź tutaj. Zaprowadzisz Sasaki do gabinetu
higienistki. - Ściągnął koszulkę i przekazał ją koledze. Podszedł bez słowa i z
obojętną miną. Objął mnie i zaczął powoli prowadzić. Kuśtykając opuściłam sale
nic nie mówiąc. Będąc już po za nią:
-Puść mnie! Dam rade sama nie musisz mnie taszczyć - puścił
mnie i ruszył przed siebie. A ja za, nim ledwie stając na bolące kolano.
Zacisnęłam pięści i zęby z bólu. Nie chciałam zmieniać zdania, ale jednak nie
dam rady chodzić.
-Jednak nie dam rady...Mógłbyś? – spojrzał na mnie
spojrzeniem mrożącym krew w żyłach. Nagle odechciało mi się jakiejkolwiek
pomocy z jego strony. Zaczęłam żałować swojego niezdecydowania. Podszedł do
mnie nic nie mówiąc i znów objął, po czym zaczął prowadzić. Cierpliwie znosił moje zaciskanie pięści z
bólu na jego koszulce. Powinnam się powstrzymać, ale cóż, skoro moje kolano
jest roztrzaskane to chyba wybaczy. Najgorsze schody...Dlaczego ten cholerny
gabinet musi być na drugim piętrze koło pokoju nauczycielskiego? Pokonywałam je
w zwolnionym tempie. Bolą mnie już nogi od skakania, a tu jeszcze tyle stopni.
Chyba wypruję sobie przy okazji falki. Przystanęłam żeby dotlenić się i przy
okazji odpocząć. Puścił mnie, wiec oparłam się o ścianę łapiąc oddech. On sam
oparł się tylko o barierkę i patrzył na mnie z góry. Strasznie nieprzyjemne ma
spojrzenie. Takie przenikliwe i pewne swojej racji? Chyba mogę to tak ująć,
chodź nie jestem pewna. Po jakiejś minucie znów przewiesił sobie moją rękę
przez szyję i zaczął prowadzić. Szczerze, nigdy tak długo ich nie pokonywałam.
Będąc pod gabinetem posadził mnie na krześle i zapukał do drzwi. Wszedł do
środka. Chwilę później wyszedł i wziął mnie pod ramię sadzając na kozetce
dosłownie minutę później. Wyszedł. Dość ładna kobieta w średnim wieku obejrzała
moje kolano. Było spuchnięte i lekko sine.
-Nie wygląda to dobrze musi zobaczyć to lekarz. Wypiszę ci
zwolnienie z lekcji. Ma cię kto odebrać? - skrzywiłam się na myśl o wizycie w
szpitalu. Miałam nadzieje, że to tylko lekkie stłuczenie. A jednak pechowy człowiek
musiał się uszkodzić.
-Nie ma mnie kto odebrać - zapisywała coś w dokumentach.
-Hmm coś wymyślimy. Jak miał na imię kolega?
-Seijuro..
-Sejiuro mogę cię prosić na chwilkę? - wszedł do
pomieszczenia i stanął przy drzwiach -przyniósłbyś rzeczy koleżanki? Chyba, że
to jakiś kłopot - popatrzył na mnie i wyszedł. Bardzo ciekawie się dziś
zachowuje. Ani słowem się nie odezwał. No może poza „Ohayo” rano. W gabinecie
spędziłam dość dużo czasu, oczekując na swoje rzeczy. W końcu do gabinetu
wparowała Inoue trzymająca moje rzeczy, a za nią Akashi.
-Jak się czujesz?
-W porządku. Nie musisz się martwić, wracam do domu...
-Kurde tak mi przykro, ale powiem ci jedno jesteś wielka.
-Dziękuję. Akashi.. - od niechcenia spojrzał na mnie
odrywając wzrok od okna. Kurde jego spojrzenie jest lodowate i wyprane z uczyć.
Ale wypada podziękować za pomoc. W końcu taszczył moje zwłoki na drugie piętro
i poszedł po moje rzeczy - Dziękuję ci za pomoc...-jakoś przeszło mi to przez
gardło, ale mimo wszystko wbiłam wzrok w czubki swoich butów. Czuję na sobie
lodowate spojrzenie. Przeszywają mnie ciarki.
-Nie musisz dziękować - po czym opuścił pomieszczenie. Zaraz
po nim zrobiła to Hanari. Posiedziałam jeszcze chwilę w gabinecie aż w końcu
któryś nauczycieli znalazł chwilę, aby mnie odwieść. Padło na naszego
wychowawcę. Przejął się moim stanem i o wszystkim zawiadomił ojca, bo mamy nie
ma aktualnie w kraju. Chwilę po tym do gabinetu wszedł nie kto inny jak
wyczekiwany mężczyzna. Wysoki, dobrze zbudowany szatyn i w miarę przystojny.
Już chyba wiem, co w nim widziała mama..
-Witaj Hime, jak się czujesz? - zapytał z udawaną
troską...Ja to wiem przecież widujemy się tylko w święta mieszkając w tym samym
mieście. To takie typowe.
-W porządku -
córeczka musi sprawiać pozory dobrze wychowanej i kochającej tatusia do granic.
Hmm myślę, że sztuczny uśmieszek da radę. W końcu perfekcyjnie to opanowałam.
Pogadał jeszcze z higienistką i moim wychowawcą wmawiając kit, że dobrze się
mną zaopiekuje..Gdy opuściliśmy budynek z milusiego tatusia stał się bezuczuciową
imitacją prawdziwego rodzica.
-Dlaczego zawsze pakujesz się w kłopoty? Przez ciebie
musiałem wyjść wcześniej z firmy. Co ty sobie wyobrażasz? - chłód, jaki mnie
ogarnął mimo panującego upału na zewnątrz zbudził gęsią skórkę na moim ciele.
Człowiek, który stał przed czarnym drogim samochodem nie powinien uważać się
ojcem. Zajęłam miejsce z tyłu zakładając na siebie marynarkę od mundurku. Nie
powiem idealnie komponowała się ze strojem od wychowania fizycznego. Wiecie sam
pomysłodawca stylizacji to Gucci, więc się nie dziwcie. Nie odzywaliśmy się
całą drogę do siebie. W sumie nie tylko drogę, bo i przy wypełnianiu karty
zdrowia. Mój tatulek nie wie, kiedy się urodziłam.
-Grupa krwi?
-Nie wiem...Chyba AB - ciekawie, dobra nie ważne. Po
półgodzinie czekania przyjął mnie wreszcie lekarz. Usiadłam na kozetce, a
doktor obejrzał nogę i stwierdził, że musi zrobić prześwietlenie. No to kolejne
czekanie, żeby zrobić głupie zdjęcie. Ojciec coraz bardziej się wściekał. No
tak, córeczka zajęła mu prawie dwie godziny. W końcu wykonali mi to cholerne
zdjęcie i wróciłam do lekarza. Obejrzał je i już było wiadomo po jego minie, że
się nie ucieszę.
-Zwichnęłaś sobie kolano i uszkodziłaś łękotki. Wypiszę ci
zwolnienie z wf i oczywiście ze szkoły i założymy stabilizator. Musisz dużo
odpoczywać i mało się ruszać.
Zrobił to, o czym wspomniał i w końcu opuściliśmy głupi
budynek szpitala. Pod mój dom podjechaliśmy dość szybko. Nim zdążyłam wysiąść
dostałam instrukcję dotyczące tego jak szybko mam spakować swoje rzeczy. Jakoś nie
widzi mi się zamieszkanie u tatuśka do powrotu mamy. Ugh, ale cóż i tak muszę.
Spakowałam czyste ciuchy, książki i przenośna konsolę. Coś muszę robić między
tymi sztywniakami. Cóż przynajmniej pogram i nazwę to czymś pożytecznym.
Dziesięć minut później znów siedziałam w ciemnym samochodzie, do którego słońce
prażyło niemiłosiernie. Zaczynam się rozpływać jak lody...Dosłownie...Po za tym
zjadłabym lody. Lody byłyby idealne na upał panujący wokół mnie. Rozprawiając o
lodach znalazłam się pod domem mojego rodziciela. Jeśli ten budynek można
nazwać domem oczywiście. Wielka posiadłość z wielkim ogrodem. Nie uwierzycie,
ale mam tutaj nawet swój pokój z tarasem, z którego mam widok na o wiele
większy ogród sąsiadów. Fascynuję się tym tak bardzo jak szczęśliwym przedmiotem
na dzisiejszy dzień.. Czyli wcale, a wcale. Moje bagaże odebrał jeden z
pracowników domu grzecznie się ze mną witając. Zrobiłam to samo i ruszyłam do
wejścia. Od progu przywitała mnie chyba nowa kobieta mojego taty:
-Arashi-chan tak? Miło mi cię poznać! - uśmiechała się
ciepło i promiennie, ściskając moje policzki i lekko za nie pociągając. Chyba
chciała zrobić dobre wrażenia, ale zupełnie jej to nie wyszło.
-Mi ciebie też - po tych słowach wyminęłam ją a ona tylko
prychnęła. Uśmiechnęłam się będąc z siebie w pełni zadowolona. Udałam się do
pokoju, który nic się nie zmienił. Dalej miał idealny, nieskazitelny porządek.
Wielkie łóżko i białe meble. To wszystko dopełniały nikłe akcenty różowego.
Kiedyś ten pokój mi się podobał. Teraz budzi tylko mieszane uczucia. Rzuciłam
się lekko na łóżko, chwilę później bardzo tego żałując. Jakby nie było umieram
z bólu, ale jak to powiada mama "Do wesela się zagoi...". Mam taką
nadzieję. Wielkie, wygodne łóżko znudziło moją osobę, więc ruszyłam zacny
tyłeczek na taras. Wzięłam pierwszą lepszą mangę z torby. Padło na romans,
idealnie brakuje mi jeszcze księcia na białym koniku i będę uradowana.
Otworzyłam drzwi prowadzące do tarasu i raziło mnie słońce. Postanowiłam
założyć jeszcze przeciwsłoneczne okulary. Tak bardzo dobrze się w nich czyta.
Sasaki jest geniuszem wszystkiego, co głupie. Zapamiętać, dobrze radzę. Bez
głębszego rozpisywania się na temat, który nie jest fascynujący to powiem wam,
że już siedzę na leżaczku i przeglądam obrazki. Yaoi tak bardzo kocham. Przeglądając
obrazki jeden szczególnie mi się spodobał. Co na nim jest? Słodka homoseksualna
parka całująca się tak bardzo czule. Pewnie później przejdą do konkretniejszych
działań, ale to jest już moja mała słodka, zboczona tajemnica. Z zafascynowania
wyrwał mnie odgłos odbijanej piłki od ziemi, chwilę później słyszałam tylko
dźwięk metalowej obręczy. Podniosłam się, co szybko sprawiło grymas bólu na
mojej twarzy. Chrzanić to. Ściągnęłam okulary i popatrzyłam przed siebie. Mój
sąsiad gra sobie w kosza. Poczłapałam do barierki z chęcią poprzyglądania mu
się. Gdy dotarłam oparłam się o barierkę i patrzyłam na niewysokiego, ale
wyższego ode mnie chłopaka o krwisto-czerwonych włosach. Od razu spodobała mi
się jego budowa ciała, była idealna w każdym calu. Kurde, ale sposób, w jaki
się porusza jest podobny do tego Akashiego. Chwila, chwila jest identyczny.
Nie, nie, nie ja mam tylko zwidy i gdy się obróci wszystko odejdzie w
zapomnienie. Kolejny rzut, piłka idealnie wpadła do kosza. Odbiła się od ziemi,
podniósł ją i odwrócił się. Otworzyłam buzię ze zdziwienia, przed mną stał
Sei-chan trzymając piłkę i patrząc w moim kierunku. Czemu ja kurde nie
wiedziałam, że mój ojczulek mieszka po sąsiedzku z moim kolegą z klasy? Why,
why.. Spłonęłam rumieńcem nie do zauważenia z takiej odległości. Dalej
patrzyłam w jego kierunku, uśmiechnął się dziwacznie, po czym założył ręcznik i
zostawił mnie w totalnym osłupieniu. Ja się pytam, dlaczego zawsze muszę na
niego wpadać? Nie można byłoby tak tej gnidy wyciąć z mojego życia? Tak wiecie
na zawsze? Dobra podoba mi się, tak cholernie mi się podoba, ale niech zniknie.
Z mojej wojny z myślami na temat cudownego zniknięcia kapitana wyrwał mnie głos
mojej ulubionej gospodyni w tym domu.
-Panienko Arashi, obiad stygnie. Chodź proszę do jadalni,
wszyscy czekają.
-Już idę Mari-san - patrzyłam jeszcze dobre pięć minut na
puste boisko. Po czym udałam się do jadalni. Czekał już tam ojciec ze swoją
nową kobietą. Chyba mogę ją nazwać macochą. Moje pojawienie natychmiast zostało
krótko z kwitowane:
-Spóźniłaś się - uniósł wzrok i obrzucił mnie lodowatym
spojrzeniem. Chwilę później dodając - nie powinnaś schodzić tak ubrana. Idź do
pokoju i zrób coś z tym.
-Kochanie - odezwała się nienagannie-może zostać tak ubrana.
-Nie kwestionuj moich decyzji, wiesz jak nie lubię sprzeciwu. A ty Arashi
idź do swojego pokoju i wróć odpowiednio ubrana - wywróciłam oczami, czego
szybko pożałowałam - przeproś za swoje naganne zachowanie - ton miał ostry i
stanowczy. Wydusiłam ciche przepraszam i udałam się w kierunku pokoju. Ubrałam
czarną sukienkę i niezwłocznie ruszyłam do jadalni. Wiem jak ojciec bardzo nie
lubi, gdy się każe na siebie czekać. Będąc już na miejscu usiadłam posłusznie
na swoim miejscu i chwilę później podano obiad. Sztywna atmosfera sprawia, że posiłek
nie jest tak dobry. Po zjedzeniu podziękowałam i wstałam od stołu. Już miałam wychodzić, gdy
głos ojca przywrócił mnie do porządku:
-Nie skończyłem jeszcze. Jutro idziemy na kolacje do państwa
Akashich. Mają syna w twoim wieku, więc to dobra okazja do poznania kandydata
na przyszłego męża. Twoje maniery i wygląd mają być nienaganne. Rozumiemy się?
-Co takiego? Nigdzie nie pójdę! - tupnęłam nogą o podłogę a
ręce skrzyżowałam na wysokości klatki piersiowej.
-Zapewniam cię, że pójdziesz. Nie przyjmuję sprzeciwu, a
teraz możesz iść do pokoju - nie chcąc pogarszać swojej już i tak złej sytuacji
bez słowa opuściłam pomieszczenie. Pomyśleć, że dałam się wrobić w sztywniacką
kolacje, ale skoro nie ma żadnego "ale" to niech będzie i tak. Tak
się cieszę, że jednak mieszkam z mamą. Nie zniosłabym takiego pomiatania mną po
kątach dłużej. Mój ojciec jest typem człowieka despoty. Zawsze wszystko musi
być po jego myśli, każde jego słowo musi być spełnione od zaraz nie zważając na
sytuację i okoliczności. Przy tym wszystkim nigdy nie widziałam jego uśmiechu.
Jak można być aż tak ponurym i opanowanym? To robi się przerażające. Nic
dziwnego, że mama tego nie zniosła. Już znam powód i cieszę się ze wszystkiego,
co zaszło. Wchodząc do pokoju usłyszałam telefon. Melodyjka grała i grała.
Szukałam tego cholerstwa, chwilę później uświadomiłam sobie, że zostawiłam go
na tarasie. Gdy już miałam go w dłoniach. Przeraziłam się widząc ilość
nieodebranych połączeń od Aomine. Na śmierć zapomniałam, że miał dziś do mnie
przyjść. Bez namysłu wybrałam jego numer i po pary sygnałach usłyszałam jego
głos po drugiej stronie słuchawki:
-Może byś otworzyła drzwi? - głos miał znudzony, ale
wyłapałam nutkę poirytowania.
-Nie mogę..
-Jak to nie możesz?! - uniósł głos, o nieee.
-Bo wiesz....jaaaa..eeee..jakby to....powiedzieć - jąkałam
się jak głupia nie wiedząc, co wymyślić, tak aby się nie obraził.
-Wyduś to wreszcie - czemu on zawsze musi mieć aż tak
znudzony głos?
-Jestem u taty...-usłyszałam tylko w odpowiedzi odgłos
zerwania połączenia. No super. Przejechał całe miasto i drugie tyle musi
wracać, a jak gdyby nigdy nic siedzę sobie w rezydencji ojca i się obijam.
Głupie kolano. Czemu wszystko zawsze robi mi na przekór? Próbowałam się do
niego dodzwonić jeszcze z dziesięć razy, wysłałam z dwadzieścia wiadomości i
nic..Zero odpowiedzi, reakcji, kompletnie mnie olał. W sumie należało mi się i
to bardzo. Jak zawsze zawaliłam na całej linii, a jutro czeka mnie cięższy
dzień niż jakikolwiek inny. Chętnie bym się obudziła już po wszystkim.
______________________________________________________
Cześć ;). No to mamy i dwójeczkę. Wyszło długo i pewnie nudno. Co do błędów to były poprawiane przez miłą Julkę, która się na to zgodziła ^^ Jeszcze raz dzięki :D. Co nie oznacza, że ich nie będzie (*). Błędy są nieodłączną częścią mojego życia ;p. Dobra Sei-chan trudną i ciężką drogą, małymi kroczkami przypomina choć trochę oryginał (chyba) to zostawię wam do oceny i czekam na coś krytycznego, bo to mnie motywuje :D No następnego ^^
______________________________________________________
Cześć ;). No to mamy i dwójeczkę. Wyszło długo i pewnie nudno. Co do błędów to były poprawiane przez miłą Julkę, która się na to zgodziła ^^ Jeszcze raz dzięki :D. Co nie oznacza, że ich nie będzie (*). Błędy są nieodłączną częścią mojego życia ;p. Dobra Sei-chan trudną i ciężką drogą, małymi kroczkami przypomina choć trochę oryginał (chyba) to zostawię wam do oceny i czekam na coś krytycznego, bo to mnie motywuje :D No następnego ^^
Pierwsza zaklepuję miejsce~~
OdpowiedzUsuńXD
UsuńJak się zaczyna tak się i skończy mój komentarz. Czytając ten rozdział oglądałam i nadal oglądam Igrzyska śmierci: Kosogłos Część 1 ^^ mam zimne dreszcze oglądając to(także czytałam wszystkie części,) więc miałam podzielną uwagę lub i potrojoną, bo jeszcze piszę swój czwarty rozdział z Akashi'm <3
Wracając do Ciebie moja Kakka kochana.
Rozdział masz rację wyszedł trochę obyczajowy (nie lubię tego typu powieści :/ ) jednak końcówką dałaś popalić ^.^
Jestem z Ciebie tak bardzo dumna. Jej ojciec widzi w Seijuro-chan przyszłego męża dla Sasaki.
Widziałam trochę znanych mi fragmentów #^.^# Tak cieplutko zrobiło mi się na serduszku.
Jeżeli rozchodzi się o charakter Aka-china to wyszedł całkiem całkiem, ale to i tak nie to XD Chyba nikomu nie uda się całkowicie odwzorować charakteru MOJEGO męża ^.^ Tylko autentyk może taki mieć i jest MÓJ (Jestem pod jarana więc się nie dziw)
Z rozkoszą czekam na więcej <3
XD
Teraz zdaję sobie sprawę, że mój komentarz jest do niczego i tak naprawdę nic nie wnosi :/ Trudno *wzrusza ramionami*
XD
Hime muszę ci powiedzieć, że bardzo kreatywny komentarz. Nie na temat a jednak cieszy mnie i to bardzo. Takie wow jak to czytałam Hime się rozpisała. No zgadzam się z teorią, że Akashi jest nie do podrobienia no chyba, że pożyczę mózg jego twórcy Niestety jest tymczasowo niedostępny. Wielka szkoda Dobra co ja się tu będę rozpisywać. Postaram się ożywić akcje ~~ Twoja Kakka <3
Usuńświetny rozdział Akashi ci coraz lepiej wychodzi i gdyby nie to ze Akashi sie odezwał do niej po nazwisku było by idealnie
OdpowiedzUsuńkocham to zachowanie Sasaki szkoda że ma tak chamskiego ojca :( ale genialne ze są teraz sąsiadami a jak napisałaś to jak ojciec powiedział ze Akshi byłby dobrym kandydatem na męża dla niej normalnie padłam :D w pozytywnym sensie
ale tym męczysz tego Aomine XD normalnie mi go już szkoda hehe żart dobijaj go XD mimo że go lubie hahaha
Ej powiem Ci, że to z nazwiskiem stanowi wyjątek i tylko do niej będzie się przez jakiś czas zwracał po nazwisku. To tak ma być. Sąsiadami nie są, ona tylko zostaje przetrzymana w domu tatusia. Jestem czy zauważysz podobieństwa charakteru między postaciami. Byłabym zdziwiona (albo i nie) gdybyś to zrobiła ^^ Oczywiście ciesze się, że się podoba i co ważniejsze , że Sei-chan wychodzi *>* Ego uratowane dzięki za komentarz~~
Usuńjeżeli chodzi że to specjalnie to mnie zaciekawiłaś ^^
Usuńi pewnie chodzi ci o podobieństwo Akashiego i ojca Sasaki ^^
Kurde prawie ci się udało ^^ O to chodzi w moich komentarzach żeby zaciekawić :D
Usuńserio? w takim razie kto? :'(
Usuńzlituj sie i napisz
a przeczytam jeszcze raz i sie dowiem
chyba nie mam cierpliwości XD
świetne tło :DDDD
OdpowiedzUsuńubóstwiam cie za nie
GRATULACJE :D
(biedny płaczący krwią Akaś)
Dziękuje ^^ Ciesze się ze się podoba :) Szablon też jest genialny <3 W końcu od mojej Hime :P. Wiem, taki biedny aż mi go szkoda naprawdę. ;c
UsuńPrzeczytałam - pomyślałam: Geniusz to napisał!
OdpowiedzUsuńPo czym przeraziłam się nie widząc daty napisania posta, że tak świetny blog został porzucony. Krótkie zerknięcie na komentarze - i radość nie do opisania! :D Blog nadal aktualny! :D
Życzę Weny i czekam na kolejny rozdział! :)
Czy geniusz to nie wiem O.o możliwość istnieje,ale to na pewno nie ja ^^ Nie mogłabym go porzucić ^^. Jest trzeci rozdział, a nawet 4 jest napisany :D
Usuń